Strony

środa, 8 maja 2013

Chattahoochee, czyli wzorzec psychola z Sevres i konkurs

Przy tym obrazie jedynie nazwisko zwróciło moją uwagę i już widziałem, że muszę to zobaczyć... Gary Oldman należy do aktorów, którzy przyciągają do siebie uwagę widza niczym magnes i nawet jeżeli gra w słabszych produkcjach role drugoplanowe to i tak potrafi nie raz być jedynym godnym zapamiętania. No i to  szaleństwo w jego twarzy, spojrzeniu, mimice, gestach.
Teraz już wiem skąd się to bierze - skoro w jednej ze swych pierwszych produkcji dostał taki wycisk na planie. Jak mało kto pasował do tej roli...
O fabule powiedzmy w skrócie tak: żołnierz amerykański wraca z Wietnamu i zaczyna przezywać coraz większe problemy psychiczne. W końcu zdeterminowany zaczyna strzelać przez okno swojego domku. Choroba psychiczna, czy zaplanowane działanie (sam w którymś momencie sugeruje, że zrobił to po to by go zastrzelono i by żona otrzymała wtedy odszkodowanie, bo w przypadku samobójstwa by go nie wypłacono)? Uznano go za niepoczytalnego i trafia do zamkniętego ośrodka w Chattahoochee. Tam z coraz większym przerażeniem obserwuje samowolę personelu, łamanie praw człowieka, przemoc wobec ludzi, fatalne warunki higieniczne. Przy pomocy swojej siostry rozpoczyna batalię o wolność.
Dodajmy, że historia jest autentyczna - oparta na wspomnieniach Emmetta Foleya.
Oldman naprawdę dobry, ale sam film niestety mało przykuwający uwagę - większość fabuły dzieje się już w ośrodku (trudno go nazwać szpitalem, bo nikt nikogo nie leczy), trochę to wszystko bez większej ciągłości i bez możliwości zaangażowania emocjonalnego widza. Jedyne ciekawe sceny to widzeń z żoną lub z siostrą...
Jeden aktor nie uratuje słabego scenariusza i całości. Jeżeli wiec interesują Was takie klimaty, chyba jednak lepiej sięgnąć po "Lot nad kukułczym gniazdem", który jest ciekawszy.

A poniżej jeszcze o konkursie.

Wczoraj dotarła do mnie wiadomość o kolejnej produkcji przygotowanej przez portal Audioteka - zobaczcie sami z jakim rozmachem zapowiada się Niezwyciężony Stanisława Lema. Już się cieszę na możliwość wejścia w tę lekturę. Ostatnio coraz częściej książek słucham i tak jak czasem mam kłopot z jednym lektorem czytającym całą powieść (bo każdy ma jakieś swoje manieryzmy), tak coraz więcej jest produkcji, przy których wchodzimy w świat wyobraźni i klimat powieści tak głęboko jak tylko się da. Jestem wychowany na słuchowiskach puszczanych np. w radiowej trójce i tak naprawdę to było dla mnie zetknięcia się np. z kryminałami, czy literaturą grozy.

Odkładam więc na razie na później wszystkie inne notki i spieszę donieść Wam, iż mam dla Was możliwość otrzymania tego audiobooka na własność. Co zrobić by go zdobyć? Ano wpisać pod tym postem komentarz z e-mailem do siebie (bo kod do audiobooka przekażę właśnie w ten sposób). Dodatkowe zadanie: napisz o swoim spotkaniu z literaturą Lema (jeżeli czytałeś), lub napisz czemu zainteresował Cię ten tytuł (jeżeli dotąd Lem jest dla Ciebie nieznany). Wśród zgłoszeń zostanie wybrany jeden (pewnie swoim kocim nosem wskaże go moja kotka). Czas - do 19 maja (wrócę już wtedy ze wszystkich delegacji i wreszcie będę mógł na spokojnie wszystkie zaległości nadrabiać np. biegając na pocztę). 
Za możliwość przekazania Wam tej nagrody dziękuję firmie AIM Media

7 komentarzy:

  1. vraadzik@gmail.com

    Z twórczości Lema czytałam tylko "Bajki robotów" i to bardzo dawno, bo chyba w gimnazjum. Wtedy nie wywarły na mnie wrażenia, myślę, że po prostu mnie przerosły. Jednak jakiś czas temu przeczytałam książkę autorstwa Tomasza Lema pt. "Awantury na tle powszechnego ciążenia" i od tamtej pory chciałabym poznać twórczość osoby wyjątkowej pod każdym względem, bardzo inteligentnej i zarazem pełnej ciepła - jednym słowem arcydzieła Stanisława Lema.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Ciebie bardzo serdecznie i wiosennie.Miło i przyjemnie tu u Ciebie.Jeśli pozwolisz rozgoszczę się na dłużej.Ciebie w wolnej chwili zapraszam w odwiedziny do Dobrych Czasów.Pozdrawiam majowo i kolorowo.J.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Niezwyciężony, krążownik klasy szóstej, szedł całym ciągiem przez skrajny kwadrant gwiazdozbioru..." - cytat na pewno niedokładny, bo z pamięci. Uwielbiam tę książkę od zawsze.
    agnes.aqnes@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje spotkanie z literaturą Lema to 2 zasadnicze etapy. Etap pierwszy miał miejsce wiele lat temu, kiedy byłem jeszcze młodym człowiekiem, a czytanie książek kojarzyło mi się wyłącznie z marnotrawieniem czasu. Moja mama próbowała zaszczepić mi zupełnie inne myślenie, a żeby dodatkowo przekonać mnie, że książka może być moim przyjacielem, postanowiła wypożyczyć mi coś na własną rękę. Wybór padł na pilota Pirxa i jego sławetne przygody, które ponoć lubi każdy młodzieniaszek. Niestety mnie opowiadania kompletnie nie przypadły do gustu. Jako szóstoklasista nie potrafiłem docenić problemów moralnych zawartych w zbiorze, czy bogactwa galerii postaci. Zamiast tego, przeszkadzało mi okrutnie, że u Lema w kosmos latało się rakietami, a nie promami kosmicznymi, a opowiadania wydawały mi się zwyczajnie nudne. Po spotkaniu z Pirxem trauma pozostała mi aż do czasów maturalnych, kiedy to zdecydowałem się na włączenie "Solarisa" do mojej prezentacji maturalnej. Od tej książki, zaczęła się moja miłość do twórczości Lema. Pomógł mi pewnie również fakt, że na studiach pracowałem przez chwilę w Empiku, a będąc posiadaczem karty stałego klienta mogłem regularnie kupować książki Lema, wydane przez Agorę. W tej chwili w kolekcji brakuje mi tylko dwóch tomów "Fantastyki i futurologii", oprócz tego nie czytałem jeszcze "Obłoku Magellana". Resztę utworów znam (w tym nieszczęsne "Opowieści o pilocie Pirxie", które w pełni doceniłem dopiero jako dorosły człowiek), a wiele z nich szanuję tak ogromnie, że gdybym miał wymienić swoją jedną jedyną ulubioną książkę tegoż autora, to po prostu nie byłbym w stanie.

    mail: zielony_sznurek@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje spotkanie z Lemem zaczelo sie w piątej klasie szkoły podstawowej, a były to lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku, od "Opowieści o Pilocie Pirxie", następnie był "Obłok Magellana", a potem to już sie potoczyło jakoś tak "samo".Był też "Eden" z niezapomnianym początkiem - "W obliczeniach był błąd... " Jednak największe wrażenie wywarł na mnie "Niezwycieżony" To było niesamowite opowiadanie. Mając naście lat czytalem je w czasie wakacji zamkniety w przeciekającym namiocie. I nieważne, że książka byla na pół przemoczona, że kartki posklejane. Ważne, ze dało się czytać. A kiedy kolega wszedł do namiotu i mnie zobaczył w trakcie lektury to zapytał czy zachorowałem bo zobaczył wypieki na mojej twarzy. A ja nie przestawałem czytać zanim nie skończyłem.To samo mialem w trakcie czytania "Wyprawy do wnętrza Ziemi" Verna. Po jakimś czasie wróciłem do "Niezwyciężonego" i znowu czytało mi sie tak jak za pierwszym razem. Teraz w dobie "Władcy Pierścieni" i "Diuny" trochę trudno namówić młodych ludzi do lektury Lema, ale trzeba probować bo naprawdę warto. Może niektóre pozycje trącą myszką jak np "Astronauci" ale np Eden lub Niezwycięzony to typowa klasyka ktora nie zestarzeje się nigdy. Pozdrawiam. mail romanpawlowski1960@interia.eu

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi, pomimo lat, mnie nigdy nie udało się przeczytać nic Lema, choć ochotę na to wielką miałem. Najpierw na Solarisa, potem na Bajki robotów, a w międzyczasie na Opowieści o pilocie Pirxie (ów "międzyczas" liczony w dekadach)... Zawsze jednak pojawiało się "coś" przez co trzeba było lekturę odłożyć (następnie o niej zapominając). Dzięki "superprodukcji" Niezniszczalnego znów sobie o Lemie przypomniałem. Może tym razem się uda posmakować fantastyki naukowej spod jego pióra. Pozdrawiam, thywolf@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń