Strony

wtorek, 8 stycznia 2013

Szatan z VII klasy, czyli co z tymi lekturami

O zmaganiach domowych z lekturami moich dzieci wspominałem już kilka razy  - wciąż nie mogę się nadziwić, że to co dla mnie ciekawe i dobrze wspominane (np. W pustyni i w puszczy) może być traktowane jako największy koszmar. Czy rzeczywiście winą jest przestarzały dobór lektur, archaiczny język i tematyka, czy też coś jest nie tak z obecnymi pokoleniami i ich podejściem do czytania?
Dziś wypada kolejna rocznica urodzin Kornela Makuszyńskiego, więc to dobra okazja by opisać kolejne nasze starcie z lekturami - powieść "Szatan z VII klasy", czyli coś co kojarzy się jako zabawna i lekka przygodówka. Nie wiem czy czytaliście, czy też pamiętacie sam film, ale tak czy inaczej na pewno jest to rzecz wyróżniająca się w kanonie lektur zdecydowanie na plus? No i co? Po raz kolejny - już po kilku stronach bunt 12-latki, która stwierdziła, że ona nic z tego nie rozumie, że ją to męczy, że to nudy itd. Zmuszać? Ustąpić?
Film może być dodatkiem i uzupełnieniem - zawsze wychodzę z takiego punktu widzenia, może wyjściem byłby jeszcze audiobook, ale stwierdziłem, że pewnie by to potraktowała zbyt pobieżnie, postanowiłem więc zmobilizować się i przeczytać to razem z nią. Co wieczór siadałem i czytałem, potem mieliśmy jeszcze okazję pogadać, a dopiero po zakończeniu całości obejrzeliśmy obie wersje filmowe. I co?
Warto przypomnieć, że powieść ukazała się w roku 1937, język powieści i opisy rzeczywiście czasem mogą więc zgrzytać komuś przyzwyczajonemu jedynie do języka współczesnego (moje dzieci czytają chętnie, ale swoje rzeczy). Nie będę wrzucał Wam tu cytatów, ale uwierzcie - nie chodzi o same przysłowia łacińskie, czy o pojedyncze słowa, ale o cały szyk w zdaniu, używane porównania (dla mnie samego niektóre były mało czytelne, np. żartobliwe odniesienia do innych książek Makuszyńskiego opowiadających o tych samych okolicach). Można by więc zastanawiać się, czy to rzeczywiście najlepszy pomysł, by to nadal traktować jako lekką lekturę dla nastolatków? Ale sama treść? Wspólne czytanie okazało się strzałem w dziesiątkę - nie tylko wciągnęła je (bo i młodsza słuchała) fabuła (no dlaczego już kończysz, czytaj dalej, bo chcemy wiedzieć co było dalej!), ale i okazało się, że humoru w tej powieści naprawdę sporo i wciąż bawi dzisiejsze nastolatki. 
Czy muszę pisać Wam o postaciach i o fabule? Umówmy się, że nie, ale zobaczcie ile w tej lekkiej powieści udało się upchnąć - zagadkę i kryminał, humor, przygodę, szkolne obrazki albo fascynację Napoleonem profesora Gąsowskiego (w filmach ich nie ma), no i to piękne zauroczenie 17-letniego Piotrusia (ups.. Adama) Cisowskiego i Wandy o fiołkowych oczach.  A wszystko na dodatek tak realistycznie opisane, że nietrudno przenieść się wyobraźnią do tego dworku na kresach.
    
Dla mnie samego (mimo czasem zmęczenia i zdartego gardła) to była duża przyjemność - nie tylko samej lektury, ale właśnie cieszenia się nią razem z dziećmi. I tu wraca do mnie pytanie o sens lektur - czy nie powinny właśnie zarażać przyjemnością z czytania, rozwijać wyobraźni, a nie być przymusem na dodatek sprawdzanym jakimś głupim testem. Tu mimo poznania książki, obie wersje filmowe (czarno biała mimo, że "poprawiona" w PRL nadal rządzi) łyknięte zostały z ogromną fascynacją, razem wychwytywaliśmy różnice między nimi i z tym co było w książce (a jest ich sporo!). Porównanie realiów historycznych w jakich dzieje się akcja, tłumaczenie różnych sytuacji (w żadnym filmie nie ma np. poruszonego ciekawego wątku trudności finansowych i relacji między profesorem i jego bratem, który powinien zarządzać dworem i posiadłością) - przez to wszystko przeszliśmy razem. A najważniejsze było dla mnie to, że przeszliśmy przez to z przyjemnością - mogę mieć nadzieję, że dzięki temu Magda lepiej poradzi sobie na omawianiu książki w klasie, ale ważniejsze od ocen jest raczej to, że przekonała się, że te "ramoty" i starocie mają wciąż swój urok i jakąś wartość.
W każdym razie o ile tylko dam radę będę próbował przechodzić przez kolejne lektury właśnie w ten sposób - towarzysząc i pomagając. Bo samo wymaganie i traktowanie tego jako obowiązku nie da młodemu człowiekowi kompletnie nic - może jedynie zniechęcenie. Szkoda, że w szkole tak rzadko się to rozumie.
PS Nie wiem czy przekonam Magdę by coś napisała od siebie, ale we mnie było tyle dobrych emocji, że nie potrafiłem się oprzeć by napisać tę notkę... 
PS 2 Pewnie nie napisze, bo od wczoraj tworzy własną powieść grozy i to ją pochłania w 100% :)         

26 komentarzy:

  1. U mnie z Szatanem akurat nie było problemów, już jakiś czas temu Aga przeczytała. Bardzo mi się podoba Twoje zaangażowanie w czytanie latorośli. Tyle że ilu rodzicom będzie się tak chciało? Ilu znajdzie czas? I z drugiej strony: czy dlatego, że nie ma się kto angażować w bycie z dziećmi, powinniśmy odpuścić, dobrać lżejsze/bardziej współczesne lektury i pozbawić nasze dzieci tamtych wrażeń? Dylemat chyba tak do końca nierozwiązywalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie ale co ma dać taka lektura? przyjemność czytania czegoś pasjonującego (a wtedy czemu nie nowości?) czy obcowania z pięknym acz archaicznym językiem, historią itp (ale wtedy czemu pytanie czemu akurat Makuszyński?). Ja też do końca nie wiem. W każdym razie cieszę się, że ją do tej książki przekonałem

      Usuń
    2. Przekonywać warto. Potem fajnie słuchać, jak, będąc w połowie Jeżycjady, rozpacza, że tego tak mało pani Musierowicz napisała i żąda zapewnień, że będzie pisać dalej. I nie przeszkadza jej, że realia nieznane (czasem o coś zapyta), że język chwilami już dziwny, a nawet niektóre wyrazy pisze się inaczej, bo po drodze zmiany były. Super, gdy chłonie kolejne tomy, zapominając o lekcjach (znamy to, prawda?) i kompie. :)

      PS. Włączyła Ci się weryfikacja obrazkowa - bardzo uciążliwa. ;)

      Usuń
    3. sorrki - to wszystko przez te cholerne spamy anglojęzyczne nie wiem jak to blokować, a nie chcę zamykać drogi dla anonimowych

      Usuń
    4. a Musierowicz właśnie zaczynam podsuwać starszej!

      Usuń
  2. Rok temu omawiałam w klasie. Chciałam dzieci wciągnąć w jakąś zabawę typu sąd nad lekturą, ale nie udało się, bo wszystkim się podobała! Makuszyński powienien być serwowany na okrągło! Tak z okazji rocznicy warto obejrzeć na YT "Erratę do biografii" poświęconą pisarzowi. Tam usłyszałam dopiero, że np. władzy nie podobało się, że Koziołek Matołek się modlił! Nie zauważyłam wcześniej:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no popatrz też nie zwróciłem uwagi. Gdyby się wczytać w jego książki - niby lekkie i łatwe mamy tam całkiem fajnie odmalowany obraz świata przedwojennego i tamtych wartości (postać księdza w Szatanie i komiczna i bardzo pozytywna)...

      Usuń
  3. Ja problemów sama nie miałam, ale czytałam ją w 60 latach.
    Książka mnie urzekła i film z Polą Raksą również.Uważam, że jest o niebo lepszy niż ten z 2006 roku chociaż czarno biały, gdyż z 1960 roku. Jeszcze dzisiaj bym go z przyjemnością oglądnęła.
    Przy czytaniu przez moje dzieci lektur problemów nie było, nie miałam z ich nauką żadnych kłopotów więc można powiedzieć nie uczestniczyłam w niej na co dzień i nie pamiętam, jak na tę książkę reagowały. Pytana o nią teraz córka twierdzi, że jej się podobała, ale to też było 15 lat temu.
    Dzieci i młodzież używają teraz skrótów myślowych i to jest smutne, gdyż w ten sposób zubażają swoją mowę, a także nie chce im się czytać, gdyż ich to nuży. Z pewnością nie dotyczy to wszystkich. Poza tym bardziej pociągają ich nowości co przecież nie jest samo w sobie złe przy takim postępie, jakiego doświadczyliśmy na każdym polu. Wolą np. Harry Pottera.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano właśnie mnie te nowości trochę drażnią, staram się im podsuwać różne rzeczy, ale same wybierają i często czytają głupotki - jak nie o duchach to o nastolatkach co to tylko moda i miłość w głowie...

      Usuń
  4. Nie przerabiałam Makuszyńskiego w szkole jako lekturę, natomiast sama czytałam go z własnej woli i z przyjemnością. Był moim ulubionym pisarzem i nie tylko moim, bo jak pamiętam, kiedy byliśmy na wycieczce w Zakopanem, to z własnej woli poszliśmy na jego grób z kwiatami. To było pod koniec 8 klasy.
    Ale to było dawno i wierzę, że język Kornela mógł się zestarzeć.
    Nie wiem, czy dałabym Makuszyńskiego do lektur... Zdziwiona jestem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedyś na pewno jego książki były dużo lepiej znane naszemu pokoleniu, teraz niestety chyba troszkę są zapominane. Nawet moje dzieci od Koziołka Matołka wolały Puchatka, Tytusa nie akceptują, a od innych polskich autorów i bohaterów podchodzą jak do jeża. Podobał się jedynie film i serial magiczne drzewo, stąd Mikołaj w tym roku przyniósł też książkę z tej serii

      Usuń
    2. Jak masz małe dzieci, to może kup im w tym roku "Pięcioro dzieci i coś" Edith Nesbit. Ma być wznowienie po latach. To jest cała seria, realistyczno-magiczna, o niebo lepsza od Harrego P. Nie wiem, jak odbierze to obecne pokolenie, ale ja byłam zakochana w tym świecie.
      Jest tego chyba pięć tomów, a więc sporo czytania.

      Usuń
    3. sprawdzę. 10 i 12 lat więc nie takie małe, harry stoi na półce bo ja czytałem, ale one jeszcze nie i nie zachęcam. Wolałbym żeby zaczęły od Lewisa

      Usuń
    4. Parę lat temu odświeżyłam sobie "Pięcioro dzieci i coś" i... nie poznałam książki. Po oczach walnęły mnie dziwne wzorce wychowania i nachalny dydaktyzm. Przykładów nie podam, bo rzuciłam w diabły, wyparłam i następnych części nie czytałam. Ciekawe, czy i dzisiaj tak bym to odebrała.

      Usuń
    5. Aż się boję zaglądać, żeby nie opadł dawny czar. Ja miałam i mam nadal swoją "Historię amuletu", gdzie Piaskoludek przenosił dzieci do różnych krain historycznych, dostałam to z okazji I komunii św. i czytałam nieskończoną ilość razy. Inne części też, ale mnie. Nie pamiętam żadnego dydaktyzmu, a metody wychowawcze były chyba typowe dla Anglii przełomu XIX i XX w. Ale, szczerze mówiąc, nie pamiętam. Najbardziej mnie wtedy fascynowała ta możliwość wejścia w szczelinę pomiędzy światem realnym i magicznym.
      Lewis zrobił na mnie dużo mniejsze wrażenie, do tego wydał mi się nachalnie dydaktyczny, jak katechetka. Taki grzech neofity chyba popełnił:)

      Usuń
    6. czy ja wiem czy grzech neofity? po prostu to dla młodszych niż np opowieści Tolkiena (obaj się bardzo przyjaźnili iLewis się śródziemiem inspirował). ja tam wspominam miło - jasno pokazane dobro, zło, do tego różne pokusy - dziś brakuje takich rzeczy - wszystko sprowadza się do róbta co chceta

      Usuń
    7. Teorię o neofickim podejściu Lewisa do katolicyzmu to nie ja sama wymyśliłam, ale się ku niej przychylam.
      A może byłam już zbyt dorosła na czytanie książek dla dzieci Lewisa, kiedy ukazały się w Polsce? Chyba jakoś tak w stanie wojennym to było. Kupiłam, rzuciłam się na to, a tam Aslan - Jezus Chrystus kontra Biała Czarownica czy jakoś tak. Naiwne mi się wydało. Nie potrafię ocenić, czy to dobre dla dzieci, bo nie czytałam tych ksiązek jako dziecko.
      Natomiast czytałam później, i z dużą przyjemnością eseje Lewisa pt. "Cztery miłości" (chyba PAX to wydał)
      I jeszcze był piękny film o miłości Lewisa do młodej Amerykanki, "Cienista dolina", ale to raczej nie dla dzieci.

      Usuń
    8. film piękny i rzeczywiście sporo napisał rzeczy całkiem niegłupich - szkoda, że teraz u nas troszkę to wszystko zapomniane...

      Usuń
  5. Makuszyński pisał pięknie, uwielbiam czytać jego teksty i szyku zdania, o którym piszesz, będę bronic jak niepodległości. Na jego książkach powinno się uczyć polszczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Makuszyński jest cudny - bez dwóch zdań:)

    A co do lektur to mam swoją teorię, że każda najbardziej nawet przez młodzież (bo najwięcej z młodzieżą mam do czynienia) lubiana książka po "nobilitacji" na lekturę szkolną staje sie znienawidzona... Nawet kiedyś z koleżanką polonistką miałyśmy pomysł przerwania "zmierzchomanii" - wystarczy wpisać książkę panie Meyer na listę lektur obowiązkowych...

    Mój Piotrek dopiero w pierwszej klasie jest, więc na razie uczy się czytać i do lektur ma jeszcze czas, ale część z nich już zna ze słyszenia - teraz czytamy na dobranoc "Muminki", a za nami już m.in. "Kubuś Puchatek", pierwsze trzy tomy "Narnii" czy "Księga dżungli".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to nieźle jak Narnię macie za sobą - my jeszcze nie, młodsza woli rzeczy cienkie, do niedawna punktem obowiązkowym musiały być księżniczki i łagodne klimaty, a teraz znów duchy i tajemnice (bierze wzór ze starszej)

      Usuń
    2. Piotrek zachwycił się ekranizacją "Lwa, czarownicy i starej szafy" - był moment, że zapodawał sobie film codziennie... A jeszcze jeden z głównych bohaterów to jego imiennik - droga od filmu do książki była krótka;)

      No i jak to facet "prawie duzy" w pogardzie miał wszelkie księżniczki i inne babskie książki...

      Usuń
    3. ech a ja nawet nie bardzo z kim miałem się klockami bawić, a co dopiero mówić o chłopięcych lekturach. Ale przyznam, że parę rzeczy bardzo przyjemnych odkryłem: np. Julka i Julkę

      Usuń
  7. Mnie dziwi brak w kanonie lektur książek współczesnych polskich autorów. Co by nie mówić o artystycznej wartości książek pozytywistów to były one głównie głosem publicystycznym, który dla obecnych młodych odbiorców może być nieco zdezaktualizowany. Nie ma czego czytać z nowych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słuszna uwaga, tylko kto z autorów piszących dla młodych/o młodych miałby się załapać? Sporo zmian widać w programach - fragmenty tekstów w podręcznikach są często z literatury najnowszej, ale fakt że całe lektury zostały czasem bardzo już zramolałe. Np. Centkiewiczowie - czy naprawdę dzieci mają wzrastać w przekonaniu, że tak cały czas wygląda życie Eskimosów?

      Usuń
  8. W dzisiejszych czasach młodzież i dzieci w wielu szkolnym często zamiast czytać lektury idą na skróty. Pomijam akurat emat streszczeń i opracowań w sieci, ale np. słuchanie książek (audiobooków) uważam za ciekawe posunięcie w temacie przyswajania treści konkretnej książki.

    OdpowiedzUsuń