Strony

niedziela, 6 stycznia 2013

Folkhorod - Enej, czyli przekleństwo sukcesu

Chętnie bym pisał dużo częściej o muzyce, ale nie jestem pewien czy byłoby to dla innych interesujące - ewidentnie częściej słucham rzeczy starszych niż nowości. Te ostatnie wpadają niby w ucho gdzieś tam w radiu, ale ani specjalnie nie zapamiętuję tych wszystkich nowych gwiazdek, ani nie uważam ich za wielkich artystów, którzy będą pamiętani za lat kilka (w moim miasteczku była niedawno w szkole Loka, a ja za diabła nie kojarzę co oni grają i czemu mam się tym jarać). Najczęściej popularność przychodzi na chwilę jak moda, a potem szybko przemija. I tak trochę jest z dzisiejszym bohaterem notki - byli Golcowie, Była Kayah z Bregovicem, była moda na Zakopower, teraz moda przyszła na Enej. Widziałem ich już ponad rok temu na żywo - są całkiem nieźli, wydali właśnie trzecią płytę i tylko pytanie jak długo utrzymają się na fali. Podstawowy problem z większością takich zespołów jest to, że to co oryginalne i zachwyca na początku, powtarzane w nieskończoność w ten sam sposób szybko się znudzi. Jeden hicior może przynieść popularność i kasę, ale grany w nieskończoność staje się przekleństwem każdej kapeli. A mój stosunek do takich "wielkich przebojów" niech zilustruje poniższy obrazek.


No dobra, ale miało być o płycie. Tu znajdziecie aż dwa hiciory, które latają w eterze (Tak smakuje życie oraz Skrzydlate ręce), ale gdy wsłuchacie się w całość stwierdzicie, że podobnie jak w przypadku dwóch wyżej wymienionych kapel - świeżych pomysłów muzycznych jest tu niewiele. A nawet powiedziałbym dosadniej: wszystko jest na jedno kopyto (no, oprócz jednej czy dwóch ballad). Nóżka chodzi, wszyscy się bujamy i nucimy pod nosem, bo też trudno się oprzeć ludowym klimaton z Ukrainy, który od dziecka ma każdy we krwi (Hej! Sokoły!) w połączeniu z rytmami ska. Dęciaki, harmonia, melodyjność i to tempo sprawiają, że muzyka powoduje żywsze krążenie krwi w żyłach.
I chyba nawet ludziom (co dziwne w naszym kochanym kraju) nie przeszkadza łączenie w tekstach różnych języków (czyli nie możemy tego tak łatwo powtórzyć). No po prostu pięknie jest: kapela uczy nas tolerancji dla innych kultur, zgrabnie łączy folkowe melodie z nowoczesnością, jest żywiołowa niczym dynamit. I tylko to jedno może zazgrzytać: gdy przesłuchasz płytę od początku do końca już masz przesyt, a kilka razy pod rząd po prostu nie daje się rady...
Nawet próby wprowadzenia urozmaicenia poprzez repertuar (np. chyba najsłabszy z całej płyty cover Maanamu) czy gości (Afromental) jakoś nie powala na kolana. W pojedynczych porcjach to naprawdę fajny przebojowy i energetyczny materiał - chyba troszkę ostrzejszy niż poprzednie ich płyty, jest więcej ostrych gitar, ale to nie wystarczy by uznać cała płytę za świetny materiał. Mam po prostu obawy, że jeżeli kapela utrzyma ten kierunek to skończy jako gwiazda lokalnych jarmarków i będzie przygrywać do piwa i kiełbaski gdzie podpity tłum, któremu wszystko jedno będzie od nich żądał "Prawy do lewego" albo Sokołów... To już chyba lepiej by było dla chłopaków, gdyby nikt ich na większą skalę nie "odkrył", bo ta radość i świeżość jaka im towarzyszy i pewnie świetnie sprawdza się w klubach i dla młodej publiczności takich miejsc jak Woodstock, prędko zniknie. Oby nie. 
W każdym razie to płyta pewniak dla tych, którzy lubią poskakać i poszaleć przy radosnych dźwiękach, które znają z radia. Jeżeli mam jednak szukać czegoś folkowego i oryginalnego to chyba jednak wybiorę coś innego. Tu psuje mi przyjemność nastawienie na łatwe rymy częstochowskie i wciąż ten sam pomysł na granie prawie cały czas w jednym rytmie...    


5 komentarzy:

  1. Śledziłam ich początki. Wówczas nawet ich kawałek "Helo radio" [czy jakoś...] mi się podobał. Ale potem... non stop w radiu, non stop w tv... przejadło mi się absolutnie. Dziś jak ich słyszę, to przechodzę zupełnie obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuchałem ich pierwszej płyty jeszcze zanim stali się sławni - była przeciętna. I tak jak ona nie zapadła mi w pamięć tak samo trudno mi obecnie przypomnieć sobie choć jeden ich hit. Swego czasu pisałem u siebie o Bednarku, który jeszcze będąc uczestnikiem któregoś z showów śpiewanych, wydał płytę ze Star Guard Muffin - odniosła ona sukces. Dziś chyba niewielu pamięta SGM (który po dość szybkim odejściu Bednarka zawiesił działalność), a Kamila pewnie tylko najbardziej zagorzali fani. Obawiam się, że olsztynianie tak jak SGM są najczęściej słuchani przez niestabilnych odbiorców, czyli nastolatków, którzy dziś słuchają ska, reggae, a jutro mogą pójść w metal czy elektronikę. Z całym szacunkiem dla zespołu - Enej powinien kuć żelazo póki gorące, nawet kosztem nagrywania na jedno kopyto, bo wpadli do studni, która ma dno może za metr, a może za kilometr, a może nigdy się z nim nie spotkają i zapiszą się w kartach historii polskiej muzyki (wątpię).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też wątpię. A na robieniu wciąż tego samego długo się jechać nie da (chociaż jak patrzę na Skawińskiego...)

      Usuń
  3. A dlaczego łączenie języków miałoby być dla Polaków dziwne? Gdyby Polacy byli zacofani i ciaśni, to by kraj nie był kochany. Polska to nowoczesny Zachód w różnych sferach życia. Nie pisz rzeczy, które temu zaprzeczają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj różnie to w tym naszym kochanym kraju bywa :) i może warto o tym pisać

      Usuń