Strony

sobota, 22 grudnia 2012

Sugar Man, czyli niesamowity wieczór z Gutkiem i opowieść o szczęściu

Wszyscy Ci, którzy nie przepadają za spoilerami chyba powinni darować sobie moją dzisiejszą notkę. Ale też za bardzo nie potrafię "na sucho" opowiedzieć o tym filmie. A jeżeli zdradzę Wam swoje emocje, nie mogę ukrywać z czego one wynikały. Najpierw jednak o samej kulisach seansu. Otóż Gutek Film na swoim profilu postanowili zrobić akcję niespodziankę dla swoich fanów - 300 osób miało możliwość zdobyć wejściówki na seans specjalny filmu, który do końca pozostał tajemnicą - wiedzieliśmy jedynie, że ma wejść na ekrany w przyszłym roku. Niesamowity prezent. Nie załapałem się na losowanie prezentów, nie zostałem też na lampce wina (trzeba było pędem wracać do domu), ale i tak wielkie dzięki! Pewnie w moim podsumowaniu roku jeszcze o tym wspomnę, ale dzięki Waszym filmom w tym roku przeżyłem naprawdę wiele cudownych emocji. Co o samym filmie "Sugar Man"? Zacznijmy od tego, że to dokument. Już pewnie sporo osób machnęło ręką. Ale uwierzcie warto go zobaczyć.
Historia jaką opowiada wydaje się jakaś wielką ściemą, trudno bowiem uwierzyć, że coś takiego miało miejsce naprawdę.


A jednak. Zacznijmy od początku. W latach 70-tych w jednym z barów w Detroit pogrywał wieczorami na gitarze pewien facet. Nie był jakąś wielką gwiazdą, nie przyciągał tłumów, ale wokół jego koncertów była jakaś niesamowita aura - wiele osób, które wspomina spotkania z nim w tamtym czasie opowiada o tym jak poruszająca była ta muzyka - proste folkowo-bluesowe granie i przejmujące teksty o życiu, o tym czym żyje ulica, prości ludzie. Sixto Rodriguez (bo tak się właśnie nazywał) zainteresował jakieś grube ryby, które zaproponowały mu kontrakt. I rzeczywiście nagrał dwie płyty - każdy kto zetknął się z tym materiałem podkreśla jego ogromny potencjał, nazywa muzyka drugim Dylanem. Ale niestety pies z kulawą nogą jakoś w Stanach nie zwrócił uwagi na te płyty, Rodriguez powrócił do tego czym się zajmował wcześniej, czyli pracy budowlańca, prostego robotnika od rozbiórek i brudnej roboty. I na tym historia mogłaby się zakończyć. Ale traf chciał, że jakieś egzemplarze płyty ktoś przywiózł do RPA, tam komuś to wpadło w ucho, zaczęto interesować się tym materiałem. Tamtejsze wytwórnie "chwyciły" modę i wydały tam ten materiał, choć o samym muzyku strasznie trudno było im znaleźć jakiekolwiek informacje, narastały wokół niego jakieś legendy i plotki. Od tamtego czasu nagrania Rodrigueza wydawane były tam kilkukrotnie, stały się piosenkami pokolenia, a płyty osiągnęły nakłady ponad pół miliona egzemplarzy. Idol, o którym nikt nic nie wie, a w Stanach jest zerem?
Poświęcony Rodriguezowi film „Sugar Man” wejdzie do polskich kin w lutym 2013 r. / Fot. Materiały prasoweW latach 90-tych tematem zainteresowało się kilku pasjonatów i rozpoczęli własne poszukiwania. Najpierw dowiedzieli się, że wytwórnie które zgarniały kasę za prawa do materiału o samym muzyku nic nie wiedzą. Potem przez kilka lat poszukiwano jakichkolwiek informacji o Rodriguezie, o jego śmierci, o jego losach. I znów pomógł przypadek. Jakieś materiały prasowe opisujące poszukiwania trafiły przypadkiem do Stanów i tam w ręce jego rodziny. I tu mógłbym zakończyć znowu historię, ale gdy tylko zobaczycie zwiastun filmu, albo wrzucicie nazwisko do wyszukiwarki i tak znajdziecie ciąg dalszy. Cholera pisać dalej czy nie? Nie mogę się powstrzymać, bo o ile dotychczasowa opowieść była w filmie interesująca (sporo o atmosferze tamtych lat w RPA), to dalsza część dużo bardziej porusza emocjonalnie i stanowi o sile tego obrazu. Otóż okazuje się, że Rodriguez żyje, wcale nie popełnił samobójstwa na scenie, ale żyje jako prosty robotnik, bez luksusów i zapomniał o etapie swojego życia gdy miał szansę na karierę. I oto nagle ktoś mu mówi, że w Afryce jest idolem i legendą większą od Stonesów. Od słowa do słowa, nie bardzo wierząc w różne historie, Rodriguez daje się namówić na przyjazd i koncerty w RPA. Po prostu niesamowita historia. Nie ma tu miejsca na gwiazdorstwo, na żal, że tak późno odkrywa swoje 5 minut, pretensje do tych, którzy nigdy mu nie przekazali kasy za sprzedawane płyty. Jest radość, zdumienie i szczęście. To co tworzył nie poszło w zapomnienie, ale dawało i daje ludziom radość. 
Film o roli przypadku, szczęścia w życiu, o tym jak determinacja kilku przypadkowych fanów pomogła mu na nowo wrócić na scenę. No i przede wszystkim film o muzyku. Dużo pada tu słów o tym jaka ona jest, jakie są teksty - Wy sami tego popróbujcie, ale zapewniam - w tym obrazie to brzmi po prostu kapitalnie, to co znajdziecie poniżej to jedynie pewnego rodzaju namiastka. Tu obraz i muzyka tworzą kapitalną całość i sprawiają, że pewnie długo jeszcze będę o nich pamiętał.
No to dodam jeszcze iż film zbiera nagrody na całym świecie i lada chwila pewnie stanie do walki o Oscara. Teraz to na pewno dacie się namówić żeby w styczniu wybrać się do kina...
Polecam


 

The mayor hides the crime rate
council woman hesitates
Public gets irate but forget the vote date
Weatherman complaining, predicted sun, it's raining
Everyone's protesting, boyfriend keeps suggesting
you're not like all of the rest.

Garbage ain't collected, women ain't protected
Politicians using people, they've been abusing
The mafia's getting bigger, like pollution in the river
And you tell me that this is where it's at.

Woke up this moming with an ache in my head
Splashed on my clothes as I spilled out of bed
Opened the window to listen to the news
But all I heard was the Establishment's Blues.

Gun sales are soaring, housewives find life boring
Divorce the only answer smoking causes cancer
This system's gonna fall soon, to an angry young tune
And that's a concrete cold fact.

The pope digs population, freedom from taxation
Teeny Bops are up tight, drinking at a stoplight
Miniskirt is flirting I can't stop so I'm hurting
Spinster sells her hopeless chest.

Adultery plays the kitchen, bigot cops non-fiction
The little man gets shafted, sons and monies drafted
Living by a time piece, new war in the far east.
Can you pass the Rorschach test?

It's a hassle is an educated guess.
Well, frankly I couldn't care less.
*************
But thanks for your time
Then you can thank me for mine
And after that's said
Forget it.

Don't be inane
There's no one to blame
No reason why
You should stay here
And lie to me.

Don't say anymore
Just walk out the door
I'll get along fine
You'll see.

But thanks for your time
Then you can thank me for mine
And after that's said
Forget it.

If there was a word
But magic's absurd
I'd make one dream come true.

It didn't work out
But don't ever doubt
How I felt about you.

But thanks for your time
Then you can thank me for mine
And after that's said
Forget it.

2 komentarze:

  1. Sam film ogląda się świetnie, ale przeszukanie netu ujawniło trochę informacji, które twórcy ominęli dla zwiększenia efektu. Podobno Rodriguez był również dość popularny w Autralii i grał tam koncerty, na które przychodziły tysiące ludzi. Słowa o tym nie ma, a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. może dlatego, że ta trasa była w 79-tym, a do 1991 gdy oni go "odkrywali" w RPA naprawdę ślad po nim zaginął... A może jest to trochę podkolorowane. W każdym razie nie mógł mieć wielkiej popularności skoro przez ponad 10 lat musiał harować na budowie.

    OdpowiedzUsuń