Strony

niedziela, 18 listopada 2012

Wyspa, czyli pokój w sercu

Ten film to dla mnie czysta metafizyka. Tak prosty, surowy, raz przepełniony słowami modlitwy, chwilami dowcipny, ale na pewno dotyka tego co najważniejsze - sumienia, duszy ludzkiej, istoty wiary i sensu życia. Oglądam go po raz trzeci - tym razem korzystając z tego, że z okazji festiwalu kina rosyjskiego Sputnik nad Polską, platforma iplex.pl udostępniła filmy pokazywane w poprzednich edycjach - polecam Wam gorąco, bo to klasyka, prawdziwe perełki, a niestety kino rosyjskie rzadko gości na ekranach telewizorów (widać ktoś uznał, że tyle lat było w nadmiarze, to teraz tylko ameryka ma nam starczyć).
To zadziwiające, że Rosjanie mają w swojej kinematografii naprawdę sporo takich filmów, które nawet jeżeli nie zawsze o religii mówiły wprost, to zadawane w nich pytania i ich wymowa była na wskroś metafizyczna. Ci to umieją. A Polacy, nawet jak podejmują próby (Faustyna), to wychodzi nijako. Wyspa, w której blisko jedna trzecia wypowiadanych słów to modlitwy, oglądana jest nawet przez niewierzących i to bez jakiegoś specjalnego odrzucenia. Tu nic nie razi sztucznością, egzaltacją, fanatyzmem, te słowa płyną z duszy i to się czuje... Nawet humor jest tu jakoś przesycony mądrością, uczeniem pokory, poskromieniem pychy - niczym w opowieściach o pierwszych pustelnikach.

 
Film rozpoczyna się sceną z II wojny światowej. Oto młody człowiek spanikowany i w nadziei na uratowanie życia, strzela na rozkaz Niemców do swojego przełożonego. Tamten wpada w wodę, a nasz bohater cudem przeżywa wysadzenie swojej barki przez hitlerowców i zostaje uratowany przez mnichów maleńkiego klasztoru. Po latach widzimy go nadal mieszkającego z mnichami na wyspie. Anatolij - jak go teraz zwą nie jest jednak zwykłym mnichem, on raczej stroni od braci zakonnych, woli modlić się w swojej izdebce, czas spędza głównie na ciężkiej pracy i nawet śpi w kotłowni na węglu. Jego upodobanie do prostoty, do unikania pochwał (specjalnie bywa zgryźliwy by od siebie odpychać innych) nie wynika jednak z pychy, z jakiejś fanatycznie pojętej religijności. To nawet nie pokuta, jaką sam sobie narzucił licząc, że mu zostanie wybaczone. On po prostu wciąż przeżywa swój czyn, jego dusza nie daje my spokoju i nawet po 30 latach wciąż dręczy się tym iż przed Bogiem jest jedynie marnym i grzesznym robakiem. 
Żal za grzech przeszywający go niczym szpikulec, cierpienie które przeżywa każdego dnia i świadomość, że tylko Bóg może je uleczyć. To ważne - nie on żalem zasłuży na miłosierdzie, ale to Bóg go udziela by jego ból wreszcie ukoić. Jego prostota w przeżywaniu wiary i całego życia może wydawać się szalona, dziwaczna (to taki typ wiejskiego filozofa), ale też czujemy, że poprzez swoją szczerość i pokorne serce jest ona dla innych przykładem, znakiem na tej ziemi. Cuda jakie dzieją się wokół niego wcale go nie dziwią, on wie, że Bóg może wszystko, jedynie może dziwi się, że to właśnie takiego grzesznika jak on, Bóg wysłuchuje i obdarza łaską. Przez swój ból jest tak blisko Boga jak nikt inny. 
Grzech i odkupienie, wiara płynąca z pokory grzesznika i ta będąca drogą do "zdobywania sobie zasług" i wreszcie brak wiary w Boga jako źródło pustki i braku szczęścia w życiu człowieka. I to wszystko udało się Pawłowi Łunginowi zawrzeć w opowieści w taki sposób, że przyjmujemy to jako pytania nie tylko do tej konkretnej historii, ale pewne uniwersalne przesłanie dla nas. Przychodzi taki czas, że nasza ludzkie odpowiedzi i próby "rozwiązania" swoich problemów po prostu nie wystarczają. Prawdziwy pokój serca może dać wtedy tylko Bóg. To film raczej nie o konkretnej religii, ale właśnie o zagubieniu człowieka w dzisiejszym świecie. Dlatego spokojnie można go rekomendować nie tylko chrześcijanom.
Niesamowita jest atmosfera tego obrazu. Proste, surowe kolory, zdjęcia przyrody i miejsc, które są mało sprzyjające do "wygodnego" życia, ale za to sprzyjają samotności i wyciszeniu.      
Dużo już o tym filmie napisano i powiedziano. Więc ja już gadać nie będę. Obejrzyjcie. Nawet jeżeli to będzie po raz kolejny.
A ja od jutra kilka dni w Krakowie. Jadę przeziębiony więc nie wiem czy nosa gdzieś wystawię, ale mam wielką ochotę :) 


7 komentarzy:

  1. Oglądałam i mam takie same odczucia. Warto oglądnąć jeszcze raz, gdyż daje on okazję wglądnąć również w swoje sumienie. A ja się nie dziwie, że to właśnie Rosjanie takie filmy kręcą.
    Rosjanie to naród, który ma wrażliwą duszę.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dotyczy to oczywiście polityków, którzy rządzą tym krajem ale narodu, który przeszedł od zarani wiele i nadal wiele złego go spotyka.)

      Usuń
    2. coś rzeczywiście jest takiego w ich filmografii, literaturze co jest wyjątkowego. Ale to ciekawe na ile ten element "wrażliwej duszy" jest czymś stałym, a na ile wypływa z historii, kultury, klimatu, warunków życia (np. surowi skandynawowie zrodzili najbardziej surowe gałęzie protestantyzmu)... Może i ta rosyjska dusza to wpływ długich mroźnych zim, gdy ludzie mają czas i na rozmowy i na myślenie. Ale w takim razie skomercjalizowany świat pełen wygód, który wszędzie wygląda tak samo szybko wypleni te cechy i sprawi, że wszędzie będzie pełno tylko leniwych kosmopolitów...

      Usuń
  2. Film widziałam i zadziwiające jest to, że w jednej kinematografii mieszczą się filmy typu "Ładunek 200", czy "Szczęście Ty moje" jak i typu "Wyspa" czy "Wygnanie". A na deserek rozrywkowi "Bikiniarze".
    Jak zaczęłam oglądać "Wyspę", to najpierw było to oglądanie jednym okiem (mam mocno podzielną uwagę), po chwili chciałam wyłączyć, bo właściwie miałam ochotę czytać. Ale ostatecznie ani nie czytałam, ani nie wyłączyłam filmu. Zaczarował mnie i nie mogłam przestać oglądać.

    OdpowiedzUsuń
  3. i jeszcze Brat :) Jest ciekawie, różnorodnie i co ważne dość oryginalnie.
    Zastanawiam się czy są podobne filmy do Wyspy - w podobnym klimacie, przychodzi Ci coś do głowy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dawno temu oglądałam ten film (na iplexie właśnie) i mnie też wtedy oczarował. Z przyjemnością jeszcze raz sobie obejrzę, bo brakuje mi ostatnio pogody ducha:)

    "Zastanawiam się czy są podobne filmy do Wyspy - w podobnym klimacie"

    Mi przychodzi do głowy "Wielka cisza" - zupełnie inny w formie, niesamowicie ascetyczny (bardziej niż "Wyspa"), ale również metafizyczny i skłaniający do zadumy, nie tylko dla ludzi wierzących. Wymaga od widza właśnie ascezy, bo nie ma dialogów, muzyki, tylko dżwięki natury i modlitwa. Ale pewnie ten film znasz.
    Miłego pobytu w Krakowie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielką ciszę widziałem i tylko żałuję że nie w kinie, a na małym ekranie. Ale to raczej dokument i pytania jakie nam stawia są troszkę inne, choć rzeczywiście jest wart uwagi i obejrzenia.
      Dzięki! dziś mimo zmęczenia krótki wypad do kina bo okazało się że mam pod nosem :)

      Usuń