Strony

niedziela, 21 października 2012

Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj, czyli morderca też ma uczucia

Tytuł beznadziejny, ale film zaiste fajny. To dopiero drugi film Martina McDonagha (przede wszystkim świetny dramatopisarz), ale zapowiada się, że wszyscy, którzy lubią zakręcone czarne komedie nie będą musieli ograniczać się do produkcji Guy'a Ritchie'go, czy liczyć na poczucie humoru Tarantino. 
Może nie ma tu aż tyle akcji, ale sam pomysł, specyficzny humor, dialogi i budowanie klimatu m.in. na przemocy i czarnych charakterach - to wszystko  przecież tak lubią wszystkie tygrysy. Akcji nie ma dużo, ale może właśnie dzięki temu udaje się uniknąć przesady, śmieszności, dublowania tych samych pomysłów. Powiedziałbym, że ten spowolniony nastrój, te krajobrazy i nutka nostalgii nadają mu czegoś oryginalnego, co sprawia, że będę czekał na kolejne filmy tego reżysera (7 psychopatów nakręconych w tym roku już uznano w Wlk. Brytanii za hit). Ach wspomniałem o krajobrazach - tytuł filmu w oryginale brzmi "In Brugia" i właśnie to cudowne stare miasto stanowi tu tło i dodatkowy element, dla którego film warto zobaczyć. Prawdę mówiąc, jak zobaczyłem te kamienice, stare mury katedry i obrazy Bosha w muzeum (którego kocham nawet bardziej niż Bruegel'a) to stwierdziłem, że sam muszę dopisać to miasto do "must see".

Dwóch morderców na zlecenie - jeden z dużym doświadczeniem i młodszy, który został dopiero wciągnięty w "zawód", zostaje wysłanych po ich ostatniej akcji do Brugii by tam na trochę "zniknęli". Sprawa nie poszła tak jak powinna - to było pierwsze prawdziwe zlecenie dla Reya (Colin Farrell) i niestety przypadkiem jego kule trafiły tez małego chłopca. Dla ich szefa (Ralph Fiennes), choć bardzo nieprzewidywalnego typa, to akurat jest wbrew jego zasadom i okazuje się, że wysłanie obu podwładnych do Belgii wcale nie było urlopem, ale chce on po prostu dać ostatnią chwile przyjemności przed stosowną karą. Tyle, że pobyt w tym pięknym mieście jest przyjemnością tylko dla Bena (Brendan Gleeson), czyli starszego z mężczyzn, Ray natomiast cały czas marudzi, przeklina i szuka "rozrywek" starając się zagłuszyć wyrzuty sumienia. Jego podejście i charakter narwanego Irlandczyka są na tyle zabawne, że skupia on na sobie sporo naszej uwagi - choć trzeba przyznać, że ciekawych postaci jest tu więcej. Mordercy też okazuje się, że mają swoje uczucia, nawet jeżeli mogą one nas w zestawieniu z ich zawodem troszkę zaskakiwać.
Lekko pokręcone, humor, który pewnie nie będzie wszystkim odpowiadał, ale dla mnie spora przyjemność. Dramat, kino gangsterskie, czarna komedia - okazuje się, że to wszystko można fajnie połączyć.
I zaskoczenie, że w taki dość przewrotny sposób promuje się tu miasto i kraj (Belgia była koproducentem). Choć w ustach Reya wciąż słyszymy, że to dziura, nudne, gówniane, pier...one miasto, to obrazki i muzyka tak zachwycają, że aż chciałoby się natychmiast kupować bilet na pociąg... Ono jest tu nie tylko tłem, ale wraz z bohaterami tworzy atmosferę. Rzeczywiście to miasto nadawałoby się na to by spokojnie tu czekać na swój koniec (o ile byśmy wiedzieli kiedy nadejdzie i potrafili czekać ze spokojem)...
Kto mi zafunduje urlop w takim hoteliku nad kanałem?    

16 komentarzy:

  1. Dla mnie film idealny w gatunku. Bardzo przyjemnie opisane zalety i cały charakter filmu. Dodatkowo kilka ciekawostek których w swojej głowie wcześniej nie kodowałem. Fajny blog, zasługujący w pełni na miejsce w naszej rubryce "polecane".
    Pozdrawiam, Dwayne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję! Ja też od jakiegoś czasu do Was regularnie zaglądam :)

      Usuń
  2. Oglądałam film wraz z mężem. Pokręcony jak nic, ale oglądało się przyjemnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a komu się bardziej podobał? Bo chyba faceci bardziej łapią te klimaty...

      Usuń
  3. Haha, widzę, że nie tylko mnie przyszło ostatnio zastanawiać się nad uczuciami mordercy ;) Z wielką ciekawością przeczytałam Twoją recenzję właśnie ze względu na podobny tytuł, bo akurat ostatnio oglądałam komedię naszpikowaną czarnym humorem i dzięki temu trafiłam na inny film, który z przyjemnością obejrzę!

    Przy okazji, zaglądam tutaj dość często, ale rzadko wychodzę z cienia.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to zapraszam do częstszego wychodzenia z cienia :) Cieszę się z wizyty, ale zdradź jaki to inny tytuł oglądałaś?

      Usuń
  4. "Zawód: morderca", ale chyba zdążyłeś już sam odnaleźć odpowiedź u mnie :) Oczywiście serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo chciałam obejrzeć ten film właśnie na iplexie, ale wczoraj mi wygasł pakiet iplex.plus. Słyszałam o nim sporo pozytywnych opinii, ale okładka mnie trochę odstraszała. Po przeczytaniu Twojej ciekawej recenzji myślę jednak, że tematyka tego dzieła spodoba mi się. Dzięki za motywację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to pech... film polecam, a ja swoją drogą będę polował na sztuki teatralne tego faceta, bo to poczucie humoru bardzo mi odpowiada - wolę jeden film tego typu niz 10 "komedii romantycznych" albo rzeczy głupszych niż jakakolwiek ustawa przewiduje

      Usuń
  6. Jeden z moich najulubieńszych filmów ever. Nie lubię Farella, a w tym filmie mnie nie razi, nawet uważam, że jest swietny. Z powodu języka i zabawy akcentami, oglądam głównie w oryginale, bo to jeszcze większa przyjemność, a irlandzki akcent łapię, więc zero trudności.
    Poczucie humoru jest w stu procentach 'moje'.
    Ja ten film dzielę na dwie części, początek i końcowa jedna trzecia - makabra, gangsterski, bardzo dla mnie trudny emocjonalnie, środek filmu daje wytchnienie, dużo śmiechu, lekko nostalgiczny.
    Mamy go na płycie i oglądamy regularnie, wszyscy razem lub osobno, jak kogo napadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja ąż tak dobrze nie znam angielskiego, ale wychwytuję trochę te smaczki irlandzkie w tym filmie... A widziałaś już 7 psychopatów?

      no i fakt, że nasz tłumacz pojechał po bandzie... tytuł z choinki

      Usuń
    2. Nie widziałam, nawet nie wiem, co to za film. Chyba, że znowu tłumaczenie urwane z choinki

      Usuń
  7. Gdybym miała osądzać film po tytule polskim, pewnie bym po niego nie sięgnęła.

    OdpowiedzUsuń
  8. No, uff. To teraz mogę Ci napisać, że jak zauważyłam u siebie na blogrollu tę notkę, to byłam akurat w 1/3 oglądania filmu. :D Dlatego nawet nie czytałam, co tu napisałeś, żeby się nie nastawić jakoś ani nic. ^^ Teraz, po seansie i wyrażeniu własnej opinii, wreszcie mogłam w spokoju przeczytać. I co tu dużo mówić - no zgadzam się, no. :)

    A film jest prześwietny i cudowny. Całkowicie mnie urzekł. I mam tak samo jak kasia.eire: po taki tytuł ("Najpierw strzelaj...") nawet bym nie sięgnęła - ba! I długi czas nie sięgałam, bo byłam pewna, że to jakaś durna komedia sensacyjna. Koleżanka dopiero mnie na to namówiła tłumacząc, że film jest zupełnie inny niż polski tytuł. ;]
    I, znów podobnie jak przedmówczyni, Farrella nie lubię, ale tu mnie nie raził, a wręcz przeciwnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ależ widzę film wzbudził poruszenie, ale i dobrze, bo jest tego wart. Jak zwiedzać to okazuje się, że Brugię! Jak strzelać to do tłumacza tego tytułu i dystrybutora, który na to pozwolił!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, bo to świetny film jest. ^^
      Warto chyba śledzić dokonania McDonagha na tym polu - jeśli będzie trzymał poziom, to... whoa. No po prostu whoa. *.*
      Ciekawa jestem swoją drogą, ile osób NIE obejrzało "In Bruges" właśnie dlatego, że zmyliła ich durna polska wersja. Nikt nie potrafi tak świetnie uprawiać antymarketingu jak nasi, no nie? :D (no, chociaż jak przeglądałam plakaty, Niemcy też tak średnio się popisali, aczkolwiek przynajmniej zachowali Brugię w tytule)

      Usuń