sobota, 25 stycznia 2020

roz/CZAROWANI, czyli… życie to nie bajka


MaGa: Po „Triatlonie” postanowiłam częściej zaglądać do Teatru Ochoty. Wybrałam „roz/CZAROWANI” i uważam, że to bardzo dobry spektakl, taka niejednoznaczna konfrontacja bajek w zderzeniu z dorosłością. Tobie chyba nie za bardzo się podobał?

R.: Koncept wydaje mi się nie do końca dopracowany. Balansujemy między słodkimi motywami znanymi z bajek, a brutalnością, która czyni z bohaterów ludzi naznaczonych traumą. I przyznam, że wszystkie te stroje, dekoracje psuły mi trochę odbiór, coś mi zgrzytało na linii: tekst i obraz.

MaGa: W naszych umysłach bajka to bajka. Bohaterowie są piękni i szlachetni lub źli i brzydcy, potem na różne sposoby zderzają się ze sobą i bezapelacyjnie wygrywa to co piękne i dobre. A potem „żyli długo i szczęśliwie”. W miarę jak dorastamy dążymy do tej krainy wiecznej szczęśliwości. A tu niespodzianka… życie okazuje się brutalne.


R.: To co mi przeszkadzało to nawet nie sama brutalizacja historii, czy brak szczęśliwego zakończenia, ale zabawa tymi postaciami jakby były bezwolnymi lalkami bez własnej woli. Nie tylko los z nich sobie kpi, ale i całe otoczenie manipuluje nimi, nie zważają na to, że to oni noszą korony i powinni rządzić. Są nie tylko poranieni, ale i zrezygnowani - to właśnie drażniło mnie w tej historii.

MaGa: Mnie się podobała taka formuła spektaklu. A im dłużej myślę, tym bardziej jestem przekonana, że to najlepszy sposób na pokazanie tego, że życie to nie bajka (a przecież w dzieciństwie każdy z nas chciał być jakimś bajkowym bohaterem). W bajce najgorszy koszmar kończy się happy end-em. W życiu koszmar trwa zdecydowanie dłużej, a zło nie zawsze jest surowo karane.

R.: Czy to rzeczywiście tak odkrywcze? Oczywiście można by analizować motyw poświęcania dzieci przez ojców - dla dobra obu krain mają się pobrać, choć wcale tego nie chcą, ale to co mogłoby jakoś ciekawie wybrzmieć, mam wrażenie ginie w dość banalnym tekście, granym na dużych emocjach, ale niewiele z tego wynika dla widza.

MaGa: W bajkowej formule autor ukrył psychologiczny dramat, a może nawet horror. Oto młodziutka księżniczka (Karolina Bacia), która złamała zakaz oddalania się od zamku, nie została wystraszona pohukiwaniem sowy, ale brutalnie zgwałcona. Jej służka (Małgorzata Kowalska), marząca o zamążpójściu za pięknego, delikatnego królewicza (Jakub Hojda) – też nie kończy dobrze. Służący królewicza (Łukasz Borkowski) nie zemści się choć czekał na to latami, a królowa (Diana Zamojska) nie powie, że macierzyństwo ma smak miodu.

R.: Do kompletu dodaj jeszcze obu władców, którzy stwierdzili że są bezradni wobec tego jak daleko zaszła nienawiść między ich krainami, że nie wiedzą jak sobie z tym poradzić. Wiara, że jakoś magicznie/baśniowo samo wszystko się rozwiąże odsunęła na jakiś czas niesnaski. A dzieci pewnie zastanawiają się nad tym co je czeka, gdy żadna zmiana po ślubie nie nastąpi.

MaGa: Tytuł spektaklu dobrany jest rewelacyjne. Nie ma się co czarować panie i panowie, bo rzeczywistości nie da się zaczarować, marzenia często okażą się złudne, miłość i dobro okaże się nieosiągalne, a fatum czy ślepy los poprowadzi nas w nieznanie. Ludzkie pragnienia, o miłości, przyjaźni, zrozumieniu, dobroci też potrafią w realnym świecie rozczarować, zranić, upodlić.

R.: Złośliwie mógłbym dodać że tytuł dobrany idealnie, bo oddaje uczucia niektórych widzów, ale nie idźmy może tak daleko. Po prostu tym razem we mnie nic nie zaiskrzyło, nie poczułem emocji ze sceny, choć aktorzy robili co mogli żeby je uzyskać.

MaGa: Minimalistyczna scenografia, piękna gra na harfie, która jednoznacznie wprowadza nas świat magii, odległych legend, królewiczów na białych koniach, dobrych księżniczek, wiernych sług itd. Bardzo mi się to podobało. Kostiumy Ewa Gdowiok) też były świetnie pomyślane. Zwróciłeś uwagę na korony? Każda z nich wygląda jakby wykonana była z noży, jakby była symbolem ran noszonych wewnątrz siebie przez każdego kto ją włoży. Przemyślane to. Brawo.

R.: O tak: pomysł na muzykę na żywo zawsze będę chwalił. Scenografia jak dla mnie słaba, ale stroje i peruki mi się podobały. Łysina u Małgorzaty Kowalskiej też robiła wrażenie. Generalnie całość u mnie powiedzmy tak między 3 z plusem i 4 z minusem.

MaGa: Ja nie wyszłam z tego spektaklu rozczarowana. To spektakl w moim stylu, nad którym trzeba dobrze pomyśleć, żeby ubrać w słowa to co się czuje po wyjściu z teatru. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz