niedziela, 23 października 2011

Czarny dzień w Black Rock czyli blisko 60 lat, a jak się trzyma

Kilka godzin za kółkiem, potem w zwiedzanie kopalni w Bochni, potem jeszcze spory spacerek po mieście i człowiek pada z nóg. Bardzo miło, ale jednak zważywszy na to, że jutro nie ma odpoczynku tylko dość intensywna praca to trzeba zaraz w kimono. Planowałem sobie jeszcze coś obejrzeć przed snem, ale chyba sił braknie. A więc notka na dziś, a potem lekturka do poduszki :)
A dziś chiałbym napisać kilka słów o filmie w stylu, którego już dawno nie oglądałem - króluje w przypominaniu takich klasyków chyba tylko kanał TCM. Kiedyś jednak było takich obrazów sporo - jasny podział dobry-zły, jakiś konflikt, troszkę napięcia i wreszcie zwycięstwo samotnego (albo prawie samotnego bohatera) - nie zawsze są to westerny, czasem przypomina to bardziej kryminał, dramat psychologiczny, czy thriller. Tym razem tłem małe miasteczko na Dzikim Zachodzie, a za bohatera robi Spencer Tracy. Pewnie młode pokolenie nie będzie kojarzyć kto to taki... Poszukajcie jakichś filmów z jego udziałem, aby zobaczyć na kim wzorowali się niektórzy Wasi ulubieńcy i jak wielu ze współczesnych nie dorasta do pięt dawnym gwiazdom ekranu.
Gdybyśmy próbowali zestawiać ten film z jakimś w miarę świeżym kinem akcji to wiadomo, że bardziej przykuwa uwagę to co jest szybkie, błyska, fruwa i wybucha... Ale mimo to warto obejrzeć jak to robiono kiedyś - obawiam się, że gdyby ktoś próbował zrobić remake tego scenariusza tylko by to spieprzył. Tempo jest niespieszne, napięcie budowane umiejętnie i mimo, że możemy przewidzieć pewne następstwa i finał, to i tak oglądamy zprzyjemnością. Oto do małego miasteczka gdzie nigdy nie zatrzymują się pociągi przybywa jednoręki mężczyzna. Nikt nie wie po co, wszyscy wokół niego są podejrzliwi i robią mu dziwne trudności. Ewidentnie coś ukrywają. Ale co? Nasz bohater mimo, że niepełnosprawny wcale nie daje sobie w kaszę dmuchać i okazuje się, że jego upór i "sztuczki", które ma w zanadrzu mogą niejednemu zaleźć za skórę.
Mężczyzna przybył by odwiedzić japońskiego farmera, który mieszkał w pobliżu. Niestety tu dowiaduje się, że ten zaginął. Mimo to, mając 24 godziny do przybycia następnego pociągu mężczyzna próbuje się dowiedzieć coś więcej. Uwaga spoiler.
Jak się okazuje prawie wszyscy mieszkańcy maczali palce w "zniknięciu" japończyka - był to wybryk grupki mężczyzn, którzy podochoceni po Pearl Harbor chcieli po prostu "dać nauczkę" komuś kogo uważali za obcego. Potem zastraszali pozostałych mieszkańcow by rzecz sie wydała.
Mimo odczuwanej niechęci bohater grany przez Spencera próbuje rozmawiać z ludźmi i przekonywać ich do mówienia i do pomocy. Na szczęście odnajduje kilku "sprawiedliwych". Sumienie ich rusza też fakt, iż mężczyzna przybył by wręczyć japońskiemu farmerowi medal przyznany za zasługi wojenne jego synowi, który walczył w amerykańskiej armii i uratował mu życie.  Mamy więc fajny wątek walki ze stereotypami nie tylko rasowymi i zmową milczenia wobec przestępstw dokonanych na tych, o których nikt się upomnieć nie może.
Niektóre rzeczy mogą bawić - miasteczko, w którym widzimy tylko kilka domów na pustyni, krajobrazy, które wyglądają jak namalowane, sceny strzelaniny czy pościgu, ale dialogi, klimat, budowanie poczucia zagrożenia, sam scenariusz to rzeczy, których niejeden film współczesny mógłby pozazdrościć. Ale porówania sensu mają mało - w końcu to film, który ma prawie 60 lat. Metody jakimi dysponowano wtedy a teraz to niebo i ziemia. A i tak ogląda się tamte rzeczy z przyjemnością. To zdecydowanie nie jest stracony czas, ten obraz jak na staruszka trzyma się mocno, choć ze względu na fabułę pewnie do obejrzenia tylko raz.

6 komentarzy:

  1. Lubię takie filmy, takie klimaty. Może się skuszę?

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeden z moich ulubionych filmów. Zrealizowany skromnymi środkami wzorcowy thriller, w którym stopniowo odkrywana jest tajemnica. Pamiętna jest scena, w której główny bohater (Spencer Tracy), używając ciosów karate, jedną ręką pokonuje Ernesta Borgnine'a.

    OdpowiedzUsuń
  3. i wcale nie wygląda to jakoś nienaturalnie, nie? takie rzeczy warto oglądać, bo przeciez na tym wzorowali sie wszyscy którzy nas zachwycają teraz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bruce Lee mówił, że "dopóki człowiek ma dwie ręce i dwie nogi to wszystkie sztuki walki opierają się na tych samych zasadach". I dlatego nie wiadomo czy to co pokazał 'jednoręki' Spencer Tracy to karate, judo czy coś innego, ale zgadzam się, że ta scena wypadła bardzo dobrze. W ogóle ten film jest świetnie wyreżyserowany, a John Sturges należy do moich ulubionych reżyserów - świetne są jego westerny: "Pojedynek w Corralu O.K.", "Ostatni pociąg z Gun Hill" i "Siedmiu wspaniałych". Najlepsze jego filmy, moim zdaniem, to "Czarny dzień w Black Rock" i "Ostatni pociąg z Gun Hill".

    OdpowiedzUsuń
  5. tego ostatniego nie widziałem, muszę kiedyś upolować, dzięki za podpowiedź

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię takie filmy, mają urok, którego dziś się w kinie prawie nie spotyka. Wstyd się przyznać, ale 'Czarnego dnia' nie widziałem, choć kilka razy chodziło mi po głowie przy różnych okazjach, żeby po niego sięgnąć. Może teraz - przy kolejnej okazji - się uda.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń